Archiwum 09 listopada 2002


lis 09 2002 kotka pachnie cynamonem...
Komentarze: 0

Weekend w domu. Z dala od Poznania i zastanawiania sie co, do cholery,
robic dzisiaj wieczorem. Gdzie pojsc i na co i czy odchamic sie czy
upic. A jesli tak to w czyim towarzystwie i czym. No i gdzie i jak potem
dotre do domu. I czy dotre sama - tak jak zazwyczaj.

Kiedy w piatek rano pojawilam sie w drzwiach - parujaca zimnem, zarumieniona
sniegiem i zapadla bezsnem niespokojnym uprzedniej nocy, mamusia powitala
mnie z wlasciwym sobie entuzjazmem zapytujac z ziarenkiem watpliwosci
w glosie jak to mozliwe, ze przedlozylam siedzienie na prowincji nad
poznanskie uciechy. Po pierwsze mamusiu brak kasy, a po drugie stesknilam
sie za twoim przytulaniem...
W ramach mamusinego entuzjazmu obdarowana zostalam czyms za co powinnam
byc wdzieczna - ruchem na swiezym powietrzu. Mama zadbala o moje zasniedziale
miesnie dajac im mozliwosc rozruszania w czasie grabienia opadlych lisci
w ogrodku. Wyrazilam swa opinie jakim steknieciem czy jeknieciem - nie
znosze prac ogrodkowych, po czym poslusznie podreptalam do ogrodka uzbrojona
w grabie, wory na liscie i rekawice (pielegnuje dlonie jak moge najstaranniej,
nie dopuszcze do uszczerbku :)). Ze skrzywiona mina zaczelam wydrapywac
liscie spomiedzy trawy, az do momentu gdy wysilek na powietrzu dal mi znac
o sobie w postaci podwyzszonego stezenia serotoniny. Nagle zrobilo mi
sie fajnie, kapal na mnie drobniuski sniezek (dobrze na skore :)), w
wilgotnej ziemi wily sie dzdzownice, moje koty wdrapywaly sie na akacje
zachecone do baraszkowania moimi pieszczotami dawanymi w przelocie, gdy
biegaly obok mnie.

Listopadowe afirmacje w moim wykonaniu... Do tej pory rzecz mi nie znana.
Jedyne co do tej pory afirmowalam o tej porze roku, to smierc. Nigdy
zaden listopadowy dzien nie dal mi takiego ukojenia i takiego smutno -
zamyslonego zadowolenia z tego, ze jestem. Ze po prostu jestem...

W tym tygodniu nawiazalam ponownie sztucznie zawieszone kontakty z moim
bylym - Ł. Spotkalismy sie na dwa piwa i staralismy sie byc mozliwie jak
najbardziej swobodni. Obydwoje bylismy nieco spieci i wcale nie naturalni,
ale zadne z nas nie dalo znac, ze widzi te szopke, ze dostrzega aktorstwo
drugiego. On ma dziewczyne, rok czy dwa lata mlodsza ode mnie - sa razem
od miesiaca. Ja nie mam nikogo, ani mlodszego ani starszego i choc twarda
jestem jak ta skamielina... czasem ryczec mi sie chce w nocy... zwlaszcza,
ze slucham Jazz FM ;)
Kazde spojrzenie, gest, sformulowanie skierowane do mnie przepuszczalam
przez milion filtrow na dwuznacznosci i podteksty. Bylo troche, ale juz
mnie nie biora. Mimo to bylo mi niewyraznie. Dobrze, ze bylo piwo i byly
papierosy.

Mam w sobie taki maly garnuszek. Gotuje sie w nim, az para bucha mi przez
skore. Czestuje z niego mojego braciszka, moich wspanialych rodzicow, mojego
najdrozszego kota Szymona, coraz wiecej daje malej Magdzie, z ktora
mieszkam i pewne dawki niewerbalnie dostaje M. Ale tego jest jeszcze tyle...
Dlatego wybacz Ł2, ze oburza mnie kiedy chcesz to ominac i od drugiej
strony dojsc do mety.
Na razie jestem w fazie milosno - wyczekujacej, poczekaj az nadejdzie
ta demoniczno - rozpustna...

Widzialam pieknego mezczyzne... Patrzylismy na siebie przez dlugi czas
w kanjpce na Wroclawskiej, na koncercie reggae. Potem odjechal pozostawiajac
mnie pod urokiem smugi niebieskiego spojrzenia znikajacego wraz z tramwajem.
I tyle.

Popijam herbate cynamonowa z ciemnym cukrem (zdrowszy i smakuje karmelowo)
i czekam... czekam... zostawilam telefon w Poznaniu - gula.

Jutro do Radia.

catqueen : :